Rozpoznawaliśmy drzewa bez liści – kolejne Otwarte Spotkanie Przyrodnicze w NPK
Drzewa w zimowym spoczynku – niepozorne, bezlistne, ciche – a jednak niezwykle ciekawe! 24 lutego w Pułtusku wybraliśmy się na kolejny spacer w ramach Otwartych Spotkań Przyrodniczych, by zanim nastanie feeria zielonych kształtów i przeróżnych ułożeń liści, odnaleźć inne ciekawe i charakterystyczne dla różnych gatunków drzew „znaki szczególne”.
Spotkaliśmy się ponownie na pułtuskim rynku – najdłuższym Europie. Nie próżnując obejrzeliśmy od razu pobliskie drzewa – ale na co zwrócić uwagę, gdy nie ma tak charakterystycznych liści? Z daleka – zauważyliśmy różnice w kolorach i fakturze kory u sąsiadujących okazów. Z bliska – uważnie przyjrzeliśmy się osadzonym na gałązkach pąkom. U kasztanowca, u którego mają one wyjątkowe rozmiary, mogliśmy je podziwiać nawet z większej odległości. Co pąki mają w środku? To zawiązki liści i kwiatów stanowią swoiste nadzienie pąków, które możemy obserwować zima. Kasztanowiec ma je wyjątkowo duże i świecące niczym pączki w lukrze:)
W ruch poszły tez lupy – oglądaliśmy pąki – zapowiedź przyszłej oraz blizny liściowe – pamiątki po minionej zieleni. Na gałązkach możemy odnaleźć ciekawe kształty nieco przypominające uśmiechnięte buzie, a nawet serduszka – tu właśnie przyczepione były ogonki liściowe. Układające się jak w uśmiech kropeczki – to ślady po wiązkach przewodzących – „rurkach”, którymi transportowana była woda i substancje odżywcze.
Dalej skierowaliśmy się do parku przy Domu Polonii – dawnej rezydencji biskupów płockich. Obecnie w zamku znajduje się hotel – niemniej i dawniej i dziś teren dookoła spełnia funkcje reprezentacyjne i ozdobne. Właściciele tego typu rezydencji zawsze zabiegali, by ich ogrody były piękne i imponowały gościom – często wybierano rośliny o nietypowym wyglądzie, pochodzące z odległych miejsc albo chociaż poprzez cięcia formowano je w oryginalne kształty. W takim miejscu nasza wycieczka miała szanse na naprawdę ciekawe dendrologiczne (czyli dotyczące drzew) obserwacje.
Już w bramie parku przy Domu Polonii przywitało nas pierwsze drzewo – gość (z Ameryki Północnej) – surmia zwana też katalpą, którą zimą zdobią owoce przypominające strączki. Wewnątrz nich zamiast fasolek znaleźliśmy jednak leciutkie nasionka zaopatrzone we włókienka – świetnie przystosowane do roznoszenia przez wiatr. Inni rozpoznani amerykańscy goście to robinia akacjowa i dąb czerwony.
Nawet jeśli kora u młodych drzew niewiele się różniła, a gałązki z pąkami były za wysoko, udało nam się znaleźć inne „znaki szczególne”, np. żołędziowe czapeczki bez szypułek u dębu bezszypułkowego i zeszłoroczne liście na krótkich ogonkach u dębu szypułkowego.
Wygodnie oglądało się pąki na krzewach – były w sam raz na wysokości wzorku. Ocenialiśmy wielkość, kształt, kolor, liczyliśmy łuski, a także zwracaliśmy uwagę na ich ułożenie na gałązkach. Np. u lilaka są one bardzo zgrabnie umieszczone parami naprzeciw siebie. Warto wspomnieć też, że lilak jest w naszych ogrodach również gościem, podobnie jak kasztanowiec pochodzi z Półwyspu Bałkańskiego.
Wspięliśmy się na zamkowe wzgórze, gdzie podziwialiśmy piękną rozłożysta lipę rosnącą na środku dziedzińca. Charakterystyczny pokrój często pozwala na rozpoznanie gatunku drzewa. Na wyprawie obserwowaliśmy tez jego zmienność w zależności czy drzewo rośnie w zagęszczeniu, czy bez sąsiadów oraz czy w kształt korony nie ingerował człowiek, np. poprzez przycinanie.
Co jeszcze udało się nam odnaleźć na gałązkach? Ciernie na robinii, które eksperymentalnie odróżniliśmy od kolców – przez próbę rozerwania. Kolce tak jak te z róży lekko dałyby się oderwać – robiniowe ciernie łamały się, ale nie „odklejały”. Przy okazji warto wspomnieć, ze robinia to kolejne drzewo ze „strączkami” i nawet wewnątrz ma nasiona o fasolkowym kształcie. Niegdyś nawet próbowano spolszczyć jej nazwę na „grochodrzew”.
Widzieliśmy drzewa o korze gładkiej i chropowatej, jednolitej i we wzory, jasnej i ciemnej. Pąki małe i duże, okrągłe i spiczaste, lśniące i matowe, o kolorach wyrazistych i stonowanych. Najefektowniejsze zestawienie pokazał nam chyba klon pensylwański – morskozielona kora ozdobiona srebrnawymi wzorami, a do tego buraczkowoczerwone pąki. Całe gałązki na czerwono przebarwił na zimę dereń.
Efektownym znaleziskiem, w którym pomogły nam lupy były włoski na gałązkach buka. Podziwialiśmy tez jego wyjątkowo spiczaste pąki. Buk również w parku jest „gościnnie” – w Polsce występuje nad morzem, na zachodzi i południu kraju.
Niektóre formy koron drzew podsuwały nam gałązki „pod sam nos”. Gałązki, które znaleźliśmy na ziemi sami przybliżaliśmy w tą samą strefę, by dokładnie oglądać pąki, blizny liściowe i przetchlinki (przestwory w korze, które pozwalają na wymianę gazową – tak też nazywają się pełniące taką samą funkcję otwory na bokach ciała owadów).
Z bliska i z daleka – drzewa są ciekawe przez cały rok!
[nw]